poniedziałek, 28 lipca 2014

Instalacja LPG, czyli jazda kuchenką gazową :)

Jak mówiłem już wcześniej, Alfa będzie proekologiczna i dwupaliwowa. (btw. ekologia to chyba największe kłamstwo XXI wieku, ale nie o tym tutaj). Walić ekologię :)
Nadszedł czas na montaż instalacji LPG. Wszelkie graty zakupiłem u znajomego "gazownika", a całą instalację przeprowadziłem samodzielnie. "Tymi rencami" ;) 
Tyle tego było:
Instalacja dobrana wg. Gazownika. Ponoć wysokiej klasy sterownik i wtryskiwacze gazowe. Reduktor jakiś Palacar, mało znanej firmy, ale też podobno dobry. Okaże się w praniu.
Na dzień dzisiejszy Alfa jeździ już na gazie, jednak jeszcze są problemy z regulacją, małym brakiem mocy i przełączaniem na benzynę powyżej 6 tyś. obrotów. W nowym tygodniu mamy to wyregulować na cacy, ale obawiam się, że sprawa zakończy się wymianą reduktora na wydajniejszy. Będzie to już druga wymiana reduktora, ponieważ ten który dostałem był prawdopodobnie zepsuty. Pojechał na reklamację, a ja mam inny obecnie.
Co do samego montażu. Qrwa!, to jest cholernie dużo roboty, jeśli się to robi po raz pierwszy i chce się to zrobić na prawdę porządnie.W sumie to był montaż 1,5, bo trochę wcześniej wspólnie z tata montowaliśmy instalację w samochodzie mojej siostry. W Alfie wszystko robiłem sam, jak zwykle po pracy, w długie samotne wieczory.
Najgorsze jest prowadzenie przewodów miedzianych... Otwór w zbiorniku do przeprowadzenia tych przewodów jest kretyńsko mały, wielozawór w butli ma w debilnych miejscach gwinty do montażu przewodów. Podczas prac miałem wrażenie, że projektował to ktoś kompletnie z doopy i nigdy nie widział tego zamontowanego w samochodzie, ani sam nie podjął się montażu takiego zbiornika. No ale przebrnąłem przez to. Przebrnąć będę musiał jeszcze raz, bo wyszła jeszcze jedna wtopa. Zawiesił się pływak w zbiorniku i mimo pełnej butli świeci się rezerwa :) Pech to my best friend.
kłopotliwy był też montaż wlewu gazu pod klapką korka paliwa. Ciasno tam, w końcu nikt nie przewidział, że będzie tam instalowany jeszcze jeden wlew. Ostatnio będąc u tego znajomego podejrzałem patent na łatwiejsze zamontowanie tego w tym miejscu, choć mniej estetyczne. Szkoda, że nie wiedziałem o nim wcześniej :P W każdym bądź razie udało się wszystko jak powinno.
Przewód do reduktora idzie tak jak oryginalne przewody paliwowe, schowane jest pod rynienką, w sumie niewiele widać pod samochodem. Taki był cel, żeby LPG się nie rzucało w oczy :)





Pod maską również starałem się zachować jak najwyższy poziom estetyki. Sterownik gazowy schowałem w błotniku (w wersjach z silnikiem diesla jest tam sterownik wtrysku). Zamontowałem go na dziurkowanej blasze z nierdzewki. Reduktor znalazł się pod akumulatorem. W podstawie akumulatora wyciąłem trochę zbędnej blachy, aby ułatwić wymianę filtra. Wyciągam tylko akumulator i już. Filtr fazy lotnej też jest na wierzchu. Obsługa będzie bajecznie prosta ;) Wtryskiwacze zamontowałem na kolektorze ssącym, dzięki temu, że są czarne i tylko dysze kalibracyjne są białe, to nie rzuca się w oczy. Czujnik ciśnienia gazu i podciśnienia w kolektorze zamontowałem na otworze montażowym, który już tam był pod wygłuszeniem. Do tego tylko lutowanie kabelków, odcięcie zbędnych, zaizolowanie i oto jest. Włącznik zamontowałem pod zegarami, dosyć zgrabnie to wyszło i widzę dobrze diodki od poziomu gazu, gdy siedzę za kierownicą. Choć na razie nie działają :P












Ogólnie rzecz biorąc Alfa na gazie jeździ w miarę okej, ale dokładny raport zdam, jak już skończę regulacyjne boje. Później będzie duży test bojowy, bo mam zamiar machnąć trochę wakacyjnych kilometrów. Na ile się to uda - czas pokaże.
Korzystając z chwili wolnego zamontowałem sobie gniazdo zapalniczki w bagażniku, ponieważ mi się przyda na wyjeździe :)
Bałagan w bagażniku, to efekt montażu LPG, jeszcze nie sprzątałem.
Aaa i znowu zostałem trafiony... tym razem z przodu, nieco słabiej. Foto brak, ale trzeba będzie chyba wreszcie pomalować oba zderzaki :(
Na osłodę postanowiłem nakleić kilka naklejek na wyścigówkę. Na poprzedniej Alfie również miałem ten tekst o emerytach w TDI :P trochę krzywo wyszło, ale ramki tablic i tak będą inne niedługo.

 
Wypadałoby wreszcie umyć ten samochód....

środa, 16 lipca 2014

Test bojowy, czyli próba ognia.

Na remoncie Alfy spędziłem kilka miesięcy długich i samotnych wieczorów. Pod koniec czerwca postanowiłem sobie wynagrodzić te trudy i zrobić coś, co sprawi mi frajdę. Nawet komuś takiemu jak ja, coś się od życia należy.
W związku z tym zatankowałem wyścigówkę do pełna (duuża dziura w portfelu) i pojechałem :)
Wycieczka ta miała na celu kompleksowe wytestowanie samochodu i przekonanie się, czy wykonałem dobrą robotę. Muszę powiedzieć, że (może nieco narcystycznie) spisałem się całkiem przyzwoicie, samochód również ;) Ogólnie pokonałem 660 km, spaliłem zbiornik paliwa, jechałem szybko i w ogóle chyba zaczynamy się dogadywać z Alfą. Silnik nie eksplodował, nic się nie zepsuło, ubyło jednak nieco oleju w silniku. Nie wiem czy pierścienie się jeszcze nie dotarły do końca, czy styl jazdy spowodował ten pobór czy po prostu tttm i będę musiał z tym żyć. Jakoś strasznie mi to nie przeszkadza, ale jednak wkurza mnie, w końcu wszystko w silniku jest nowe... Zobaczymy jak będzie ze zużyciem oleju jak trochę jeszcze pojeżdżę, na razie nie wyrokuję. Najważniejsze że jeździ i robi to całkiem sprawnie, co udowodnią poniższe fotografie ]:-> (oczywiście próba przeprowadzona na zamkniętym odcinku drogi i w ogóle to na niemieckiej autostradzie :p ja jeżdżę przepisowo... raczej)



Nawigacja odnotowała prędkość 209 km/h, co jest potwierdzeniem wartości deklarowanych przez producenta. Więcej już raczej nie pojedzie, ale przecież nie skończyłem jeszcze prac nad Alfą ;)

Na deser garść statystyk z wyjazdu:






A tutaj droga powrotna, podczas której jechałem nieco wolniej niż w tamtą stronę, ale właśnie na powrocie testowałem v-max ( a podczas jazdy z pedałem w podłodze brakuje skali na ekonomizerze wyskalowanym do 25L/100km)





No i na razie to by było na tyle. Kolejne posty może wkrótce.

wtorek, 15 lipca 2014

Chcieli mi ją zgwałcić od tyłu...

Czyli o tym, jak zostałem poszkodowanym w kolizji drogowej. To była moja pierwsza kolizja odkąd mam prawo jazdy. Przez ostatnie pół roku miałem niezliczoną ilość pierwszych razów... A będzie ich jeszcze kilka niedługo...
Na szczęście stłuczka nie z mojej winy. Zostałem trafiony w tył na światłach, przyhamowałem przed pedalarzem, który chciał sobie pośmigać na czerwonym, a samochód za mną nie zdążył. Hamulce działają, sam robiłem ;) Żeby było śmieszniej uderzyła mnie..... Alfa Romeo 147. Taki sobie zbieg okoliczności.
U mnie się nie wiele wydarzyło. Odbita ramka tablicy rejestracyjnej na moim zderzaku i jak się okazało po demontażu zderzaka, delikatnie wgnieciony pas tylny. Poszło z ubezpieczenia sprawcy. Świeżo upieczonego kierowcy heh... Nieźle zaczął. Za wiele tej kasy nie dostałem, ale nie mam czasu się użerać z ubezpieczalnią, za dużo mam na głowie teraz. Pas tylny troszkę podklepałem, zderzak wyprostowałem po podgrzaniu spawarką do plastików i delikatnie przepolerowałem i dałem sobie spokój z jego malowaniem, może ktoś mnie jeszcze trafi tak mocniej, to się wtedy będzie naprawiać. Tym samym ubezpieczalnia stała się częściowym sponsorem instalacji gazowej do mojej alfy, która jutro ma do mnie dotrzeć i będziem montować. A tu kilka fotek z zajścia i trochę mocniej uszkodzona Alfa sprawcy.






Ale żeby nie było, że nie dbam o prezencję mojej wyścigówki, to w ramach rekompensaty za straty moralne i wizualne po stłuczce zakupiłem dla niej nowe kierunkowskazy boczne. W wersji dymionej. Ufundowane naturalnie przez ubezpieczalnie. Stwierdzam, że prezentują się świetnie, idealnie komponują się z lakierem i w pewien sposób zniknęły z widoku, o co również mi chodziło, żeby nie straszyły takie pomarańczowe dzyndzle na błotniku ;)




p.s. bociany powoli powracają... nieszczęsny wariator.....

poniedziałek, 7 lipca 2014

O tym jak wygnałem bociany spod maski.

Gówniany czas mam ostatnio, muszę sobie zająć głowę czymś twórczym, żeby nie myśleć o innych rzeczach. Harmoszenie straciło sens i przestało sprawiać frajdę, internet przeczytałem już cały... Dlatego kolejny post.
Btw. zajebiście dziś ciepła noc, idealna na spacer, ewentualnie jakiś nocny trip.

Gdzieś tam kiedyś wspominałem, że poświęcę wariatorowi osobny post. Więc poświęcam :)

Wariator zmiennych faz rozrządu, jak sama nazwa wskazuje, odpowiada za zmianę kąta otwarcia zaworów. W skrócie: realizacja tego odbywa się poprzez zmianę położenia kółka zębatego względem wałka rozrządu. Ruch ten jest realizowany poprzez przemieszczenie się kółek zębatych wewnątrz wariatora względem jego obudowy. Ruch ten jest wyzwalany poprzez ciśnienie oleju doprowadzane osobnym kanałem i tym samym olej pokonuje siłę sprężyny, która ustala stan spoczynkowy mechanizmu. To tyle teorii. W praktyce ma to wcześniej otwierać zawory ssące na niskich i średnich obrotach, aby poprawić napełnianie komory spalania i zwiększyć moment obrotowy. Wiele marek stosuje takie rozwiązania, np. w BMW jest to tzw. Vanos. Uszkodzony Vanos daje takie same efekty dźwiękowe jak wariator w Alfie, czyli metaliczny stuk, który można pomylić np. z popychaczami hydraulicznymi. Na żywo po zamknięciu maski dźwięk jest identyczny z pracą silnika diesla, czyli jak ja to mówię, dźwięk bociana. Kle, kle, kle, kle ;) Można się domyślić jak irytujący jest to stukot, zwłaszcza jeśli ma się silnik benzynowy. Mam kolegę, który również miał uszkodzony wariator w Alfie i mówił kiedyś, że największą siarą było, gdy podjeżdżał na stację benzynową i obsługa chciała mu nalewać olej napędowy... ;)
Naturalnie mnie to wkurzało pięć razy bardziej z racji mojego chorego perfekcjonizmu mechanicznego. Poświęciłem zatem inny samotny wieczór na randkę z wariatorem (peeedał!). Wcześniej zakupiłem zestaw naprawczy wariatora sygnowany logiem Fiat. Sprężyna i podkładka teflonowa za prawie 30 zł...
Po rozkręceniu połowy silnika i wyciągnięciu wałka rozrządu odkręciłem wariator i przystąpiłem do pracy naukowo-badawczej. Nie żartuję, spędziłem ponad 2 godziny na główkowaniu, mierzeniu sprężyn, podkładek, zębatek, składaniu i rozkładaniu wariatora, testowaniu jego pracy iiiiii nic nie wygłówkowałem...... :(
Wspominałem, że wariatory posiadałem dwa, do tego teraz miałem jeszcze zestaw naprawczy. Wszystko oglądałem, składałem w różnych kombinacjach i tak na prawdę nie doszedłem co może stukać. Nie ma ewidentnych miejsc zużycia ani nic takiego. A stukało... Może jakbym miał jeszcze do tego fabrycznie nowy wariator do porównania, to bym coś wymóżdżył, ale doszedłem jedynie do tego, że lepsza jest miękka sprężyna, żeby ruch wariatora odbywał się lekko i płynnie. Do tego dobrze jest jak pierścień uszczelniający nie jest wytarty, żeby dobrze uszczelniał obudowę. Efektem moich prac było złożenie jednego wariatora z dwóch, a do tego włożenie do niego zestawu naprawczego. No i po założeniu jest cisza :) Tzn. jest sto razy lepiej niż było, ale wg mnie nie jest idealnie. Ja wariator wciąż słyszę po rozgrzaniu silnika, ale dźwięk jest o wiele bardziej cichy. Może jestem przewrażliwiony. Tak czy inaczej za niecałe 30 tyś km będę wymieniał kompletny rozrząd i wtedy założę nowy wariator i myślę, że będę mógł zapomnieć o tym wkurzającym mechanizmie.
A to krótka fotorelacja z walki KruczeK vs wariator.











Kilka dni wcześniej jeszcze wymieniłem olej w silniku, ponieważ był już czas, po którym docieranie powinno się zakończyć i należała się silnikowi wymiana oliwy. Zalałem syntetyczny olej Mobil 1 5W-50, aby lepiej chronić silnik. No i ciśnienie oleju też się nieco poprawiło, ponieważ ten olej ma wyższy indeks lepkości. Teraz nie boję się deptać gazu do podłogi :)
Tym samym na chwilę obecną Alfę uznaję mechanicznie za dzieło skończone. Silnik jest sprawny, nic niepokojącego się nie dzieje, wszystkie układy działają, zawieszenie i hamulce również są sprawdzone i są sprawne, elektryka cała ponaprawiana. No chyba się pozbyłem wszystkich usterek i mogę uznać samochód za dopieszczony pod względem mechanicznym :) Nie ma już przy nim co kręcić, zostało go teraz wyprać w środku i trochę dopieścić z zewnątrz i można śmigać już na bogato :P

W nowym tygodniu rozpocznie się operacja LPG, bo jeżdżenie na benzynie zaczyna mnie za dużo kosztować, na pewno będę relacjonował przebieg wydarzeń.